Jak mam napisać, że Ciebie już tu nie ma? Jak mam napisać, że już nie mogę a co rusz chcę do Ciebie zadzwonić, zapytać, koniecznie opowiedzieć, poskarżyć się albo pochwalić…
Znam Cię dłużej niż pół mojego życia. Przyjaźń, która rzadko się zdarza. Tak blisko, że aż czasem ciasno, a potem trochę dalej, luźniej. Pozornie. Więź, która przetrwała słoneczne dni i gwałtowne burze. Do grobowej deski. A wciąż jest.
Pamiętam nasze najpierwsze spotkanie. Ty też je pamiętałaś. I wszystkie kolejne, aż po ostatnie. Słoneczne, ciche popołudnie. Kilka godzin razem, po długiej przerwie. Powiedziałyśmy sobie wszystko, co ważne.
Przez te lata byłyśmy dla siebie niezawodnym wsparciem i radością. Sensem, dopełnieniem. Czasem smutkiem, rozczarowaniem. Łzami, buntem. Takie też jest oblicze miłości. Bywałyśmy sobie najczulszym ukojeniem ale i gwałtownym wołaniem o przebudzenie. Rozumiałyśmy się jak z nikim innym a czasem kompletnie pojąć siebie nie mogłyśmy. Zgadzałyśmy się w wielu sprawach, czasami spierałyśmy do utraty tchu. Bo przecież od zawsze wiadomo, że do pomidorowej to TYLKO śmietana „trzydziestka”!! Ha!
Dodałaś mi do naszej przyjaźni pełną miłości rodzinę, mówiłaś, że ja Tobie przyniosłam świat.
Jak słowem objąć te godziny razem spędzone, godziny przerozmawiane przez telefon, przemilczane, gdy mowa była zbędna? Jak opisać kilometry wędrówek przez „nasz las”, o każdej porze roku, przy każdej pogodzie? Tylko nam znane rytuały, o których nikt inny nie wiedział. Razem na dobre i na złe.
Mówiłaś ostatnio, tak Cię podziwiam, skąd Ty bierzesz tyle
sił do tego całego remontu? Jestem z Ciebie dumna niesłychanie. Podziwiasz? Dumna?
Dziękuję, Kochana.
W takim razie jak nazwać uczucia jakich doświadcza się w obecności kogoś, kto
świadomie i z taką godnością odbywa swoją najważniejszą Podróż powrotną? Nie
mam pojęcia.
Cholercia, nie mogę zadzwonić, Ty byś wiedziała.
Mysiu, Ty moje Wszystko. Dziękuję. Kocham Cię.
Kiedyś do Ciebie dołączę i mam nadzieję, że przywitasz mnie
w progu. A do tego czasu, róbmy to, co każda z nas ma do zrobienia...Ty wiesz.
Czasem płaczę. Bo mi smutno bez Ciebie. Bo jestem wzruszona błogosławieństwem jakim była nasza ziemska przyjaźń. Jak się zmieniała z czasem, jak nas kształtowała. Zawsze bogaciła. Zawsze. Płaczę te łzy, których Ty nie mogłaś. Płaczę, bo jestem płaczką.
Choć na koniec pięknej ceremonii Twojego pożegnania prosiłaś słowami Mary Elizabeth Frye:
Nie stój nad mym grobem i nie roń łez.
Nie ma mnie tam; nie zasnęłam też.
Jestem tysiącem wiatrów dmiących.
Jestem diamentowym błyskiem na śniegu lśniącym.
Jestem na skoszonym zbożu światłem promiennym.
Jestem przyjemnym deszczem jesiennym.
Kiedy tyś w porannej ciszy zbudzony
Jestem ruchem - szybkim, wznoszonym,
Ptaków cichych w locie krążących
Jestem łagodnym gwiazd blaskiem nocnym.
Nie stój nad mym grobem i nie roń łez.
Nie ma mnie tam; nie zasnęłam też.
Nie stój nad mym grobem i nie płacz na darmo.
Nie ma mnie tam. Ja nie umarłam.
tłumaczenie S. Barańczak
Wiem, moja Kochana Przyjaciółko, wiem.
Znowu razem |
Kilkanaście lat przerwy ale zdążyłam, prawie rok temu, odwiedzić Marylę. Nie wiedziałam, że to pożegnanie. I choć była w bardzo trudnej sytuacji, ugościła mnie miło i serdecznie.
OdpowiedzUsuńhttp://kopianieba.blogspot.com/2020/09/a-jednak-w-podrozy.html
Przytulam Cię Moni, zazdroszczę niezawistnie takiej czułej miłości. Mnie nie była taka dana.
Maryla... Pani Maria... Mysia..
OdpowiedzUsuń.Dla kazdego inaczej ale tak samo...zawsze podtrzymujaca na duchu. Czasem lagodnie, czasem mniej ale zawsze z miloscia I sercem. Jestem wdzieczna za to spotkanie...
Spieszmy się kochać ludzi, tak prędko odchodzą. Tyle prawdy w tych słowach i bólu w poście i nic na to nie możemy poradzić. Takie jest po prostu życie. Wyrazy współczucia.
OdpowiedzUsuńPiękne. Dziękuję. Ściskam mocno - Edyta
OdpowiedzUsuń